esej o wierze Szeremeta

Cytat

“W ostatnim czasie można zaobserwować,
że wiara przestaje być drogowskazem dla coraz większej grupy ludzi młodych.

Dlaczego tak się dzieję i do czego to może doprowadzić?”

Treść

Nietzsche w XIX wieku stwierdził, że Bóg nie żyje. Stwierdzenie mocne jak na ówczesne czasy, ale i teraz nie przechodzi bez echa w niektórych kręgach. Świat, który odwrócił się od Boga, ludzie, którzy przestali wierzyć w ideę religii, odrzucając przy tym prawa i wartości moralne definiowane przez kościół. Proces, którego efektem jest powstanie relatywnie obiektywnego i uniwersalnego prawa moralnego, próbującego wznieść się ponad wartości chrześcijańskie. Prawa, które na drodze ewolucji, ma być wyżej niż jakiekolwiek prawo religijne. Powstanie takiego podejścia powoduje, że element nadprzyrodzony, występujący we wszystkich kulturach na świecie, po prostu znika. Pojawia się pustka, której nie jest w stanie się zapełnić, jeśli odrzuca się już na wstępie możliwość jej istnienia. Perspektywa życia bez Boga w społeczeństwie, które religię traktuje jako naturalną część rzeczywistości, wydaje się niebezpieczna. Odrzucenie szeregu wartości społecznych, związanych z religią przez małą grupę, dla reszty społeczności wierzącej wydaje się problemem. Lecz co jednak, gdy grupa ta powiększa się w znacznym tempie. Mamy okazję w świecie zachodnim obserwować występowanie takiego zjawiska. Zachodzi ono naturalnie, szczególnie ludzie młodzi nie widzą już Boga tak samo jak ich rodzice i dziadkowie. Nastąpił upadek wartości chrześcijańskich, Bóg nie żyje dla znacznej części młodzieży europejskiej. I świat funkcjonuje dalej. Religia usunęła się w cień, a jej znaczenie i rola jaką odgrywa w społeczeństwie nie znika, lecz ewoluuje.

Odrzucenie obecności Boga to śmiałe posunięcie. To przeniesienie ciężaru odpowiedzialności za pewne sfery życia, z Boga na człowieka. Zmiana podejścia, polegająca na konieczności wykształcenia w sobie odpowiednich mechanizmów. Doprowadza to do problemu czy zwykły człowiek będzie w stanie udźwignąć to co było boskie. I po co w ogóle podejmować ten trud, skoro utrzymanie status quo wydaje się prostsze. Wiele ludzi, szczególnie młodszych podejmuje się wyzwania i niejako bierze sprawy w swoje ręce. Koncepcja, że nie ma siły wyższej, pomagającej jeśli się modlimy i nie pomagającej jeśli tego nie robimy, może mieć różny wpływ na życie.

Z jednej strony, świadomość, że jesteśmy pozostawieni sami sobie może być niesłychanie rozwijająca i budująca złożony wewnętrzny system wartości,
wypracowany nauką i pokorą. Może być uosobieniem teorii Nietzschego, mówiącej o uniwersalnym modelu wartości, będącym ponad religiami. Wybór takiej drogi jest
zdeterminowany często przez nieakceptowanie, już w młodzieńczych etapach życia,
części wartości i podejścia religijnego. Jest to wybranie sobie tego, co danej jednostce odpowiada, przy negowaniu innych rzeczy. A w kościele albo bierzesz całokształt wiary opartej na ściśle określonych warunkach i zasadach, albo pozostajesz z niczym. Nie można sobie ot tak zmodyfikować doktryny.

Z drugiej jednak strony, pozostawienie samemu sobie wypełnienie sfery duchowej,
bądź racjonalne uzasadnienie sobie, że ona nie istnieje lub jest zbędna może być
przytłaczające. Ludzie pozostający z Bogiem i potrafiący uwierzyć, mają łatwiej.
Umiejętność znalezienia celu w życiu jest coraz trudniejsza, gdy świat daje tyle
możliwości. Internet zewsząd bombarduje młodych, że mogą wszystko. Do tego presja społeczna skłania do znalezienia czegoś co będzie się robić w całym życiu. Do wybrania celu, w stronę którego będzie się podążać. Wysokie oczekiwania w
zderzeniu z brutalną rzeczywistością potrafią zasiać ziarno niepokoju, które bardzo
szybko kiełkuje. I w tym całym chaosie pojawia stała – Bóg, który zawsze pomoże,
wysłucha, jest dobry i sprawiedliwy. Życie zostaje uproszczone, bo nawet jeśli celu w doczesnym życiu na horyzoncie nie widać, to zostaje cel będący ponad to wszystko – życie wieczne.

Mimo tak znaczącego benefitu życiowego, jak ciągłe poczucie celu wykraczającego
ponad ten świat, młodzi nie wierzą. Występuje dodatnia korelacja odchodzenia od
wiary wraz ze wzrostem wyedukowania społeczeństwa, istotny jest również proces
postępującej globalizacji. Powszechny jest dostęp do informacji. Ludzie wątpiący
mogą zgłębiać swoje wątpliwości w nieskończoność. Ponadto, sama wiara wymaga
skupienia, zwolnienia, zastanowienia się. Wielu ludzi nie potrafi, nie chce, albo nie
potrzebuje zwalniać. Ciągłe zajęcie swoimi obowiązkami sprawia, że nie znajduje się
czasu na coś ponad to. Również w tak szybkim świecie coraz bardziej zdigitalizowanym, religia ma trudno zaistnieć. W mediach społecznościowych, jeśli coś nie przykuwa uwagi, nie znajduje popularności. Kościół ma z tym trudności, bo tam wszystko już było. Panuje porządek i hierarchia od setek lat. Co więcej, od setek lat niewiele się zmienia.

Koncepcja kościoła jako wspólnoty ewoluuje teraz tak bardzo jak nigdy. Kiedyś
wspólnota religijna była jednym z filarów życia, być może najważniejszym. Każdy był
jej członkiem, a odstępstwa były traktowane nieprzychylnie. Z kolei teraz kościół nie
jest wspólnotą obligatoryjną w społeczeństwie. Bycie członkiem kościoła jest
utożsamianiem się z pewnymi wartościami. Może być kojarzone z spolaryzowanymi
poglądami politycznymi. Polityczność działań kościoła bywa dla młodych też
czynnikiem zniechęcającym do samej wiary. Poprzez mainstreamowe narracje
sprzeczne z wartościami chrześcijańskimi, można już w młodości kształtować
podwaliny pod wyborcę danej doktryny. Grupy związane z kościołem postrzegane są często jako skrajne, poprzez działania rzeczywiście skrajnych pojedynczych
jednostek, utożsamiających się jednak z grupą. Zniechęcające do kościoła dla
młodych na pewno jest to, że trzeba zaakceptować cały pogląd, obecny w szerokiej
sferze życia społecznego. Ludzie lubią mieć wybór, a tutaj ogranicza się on do
wszystkiego albo niczego. Jak wskazują badania, głównym powodem odejścia
młodych od religijności jest kościół. Czynne praktykowanie wiary spada bardziej niż
sama wiara w Boga.

Stopniowe odchodzenie młodych od wiary wygląda jak naturalny proces społeczny.
Ilość bodźców z jakimi muszą radzić sobie młode osoby, nie jest czymś do czego
homo sapiens jest przystosowany. A wśród tego chaosu, religijność gdzieś zanika.
Zostaje zastąpiona przez inne aktywności i czynności, łatwiejsze i wymagające mniej zaangażowania. Edukacja religijna często też nie pomaga zainteresować się bardziej wiarą, w szczególności sformalizowany proces przyjmowania sakramentów. Niezbyt zachęcające jest podejście, że obecność na określonej ilości sezonowych nabożeństw (majówka, roraty) jest traktowane jako osiągnięcie, nie realna podróż spirytualna, której celem jest obcowanie i poznanie Boga jako siły wyższej i lepsze zagłębienie się w wartości wiary. Trend odchodzenia młodych od kościoła będzie rósł na sile, a wspólnoty religijne nabiorą bardziej kameralnych charakterów. Paradoksalnie, w długim okresie, może to pomóc kościołowi w zwiększeniu ilości naprawdę silnie wierzących osób. Zmniejszenie liczebności grupy, również umożliwi zawiązanie lepszej jakości więzi między członkami. Gdy w grupie pozostaną osoby będące prawdziwymi wiernymi, a nie tylko takimi, którzy pojawiają się w kościele bo wypada, albo co rodzina, znajomi powiedzą, to polepszy to atmosferę. A do miejsca otwartego, przyjaznego, z dobrą atmosferą chce się przychodzić, do takiej wspólnoty chce się należeć. Może to paradoksalnie zachęcać osoby spoza, do zainteresowania się wiarą.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz